wtorek, 22 grudnia 2009

Wigilijna kapusta z grzybami i śliwką

Święta, Święta ... i przygotowania do Wigilii. Od kilku lat Wigilia jest u nas w domu. Zamieszanie z ubieraniem choinki i przygotowywaniem domu. Wiszą już różne świecące lampeczki! I chociaż w tym roku mam wyjątkowo mało czasu to i tak jestem pewna, że Wigilia będzie cudowna. Pełna ciepła i zachwyconych okrzyków dzieci szukających skarbów pod choinką.
Co roku też na Wigilię szykuję kapustę z grzybami i śliwką, bez żadnego mięska, lekko słodką i pachnąca lasem. Zapraszam!



Składniki:
  • ok. 1,5 kg kiszonej kapusty
  • 3 duże cebule (tak ok. 0,5 kg łącznie)
  • min. 50 g suszonych podgrzybków lub/i prawdziwków (im więcej tym lepiej)
  • ok. 150-200 g suszonych śliwek
  • 4-5 ziarenek ziela angielskiego
  • 2 duże lub kilka małych liści laurowych
  • 5-6 łyżek oleju
  • 1/2 łyżeczki mielonego kminku
  • 1 łyżeczka (kopiasta) majeranku
  • sól do smaku (ja dałam ok. 1 płaskiej łyżeczki)
Grzyby zalewamy 2-3 szklankami gorącej wody (nie gotującej się) i odstawiamy pod przykryciem na ok. 1/2 - 1 godzinę (aby były miękkie).
Kapustę kroimy na drobniejsze części (ja wyjmuję partiami na deskę i kroję nożem w kratkę ok. 1,5 cm). Wkładamy do garnka i wlewamy 1-2 szklanki wody i wodę z grzybów (odciśnięte z wody grzyby zostawiamy do pokrojenia). Wstawiamy do gotowania. Dodajemy do garnka liście laurowe, ziele angielskie i pokrojone grzyby.
Cebulę kroimy na szóstki i potem w paseczki. Przysmażamy na złoty kolor na 2-3 łyżkach oleju. Dodajemy do kapusty. Na koniec dodajemy pokrojone śliwki.
Całość gotujemy ok. 1 godziny. Woda w garnku (a właściwie sos) powinien delikatnie przykrywać kapustę, tzn. kapusta nie powinna w nim pływać ale po lekkim naciśnięciu łyżką powinien na nią wpływać sos. Jeżeli wody jest za mało trzeba po prostu dodać trochę (ja dodaję gorącej z czajnika). W połowie gotowania dodajemy kminek i majeranek. Doprawiamy solą do smaku. Przed samym końcem gotowania dodajemy pozostały olej.

Kapustę najlepiej zostawić przynajmniej do następnego dnia, żeby się "przegryzła". Ja zazwyczaj zamrażam ją na 1-2 dni. Może też oczywiście leżeć w zamrażarce dużo dłużej.
To danie wyjątkowo proste, nie wymaga żadnych super zdolności kulinarnych i zawsze wychodzi (nawet przypalenie nie powoduje niejadalności potrawy!).

Smacznego!

środa, 16 grudnia 2009

Sernik z masą makową

Makowo-sernikowe szaleństwo! Nadszedł czas kiedy bez serniczka i maku obyć się wprost nie można. Sama nie wiem jak to było kiedyś - sernik kojarzył mi się z lekkim zakalcem i skórkami pomarańczowymi. Długo też go nie robiłam sama - jakoś tak się nie składało i byłam pewna, że zakalec będzie murowany.
Na szczęście takie teorie wywietrzały mi z głowy i bez przeszkód oddaję się sernikowym przyjemnościom podniebienia. Nie ma też jak serniczek - owoc domowych trudów. Te sklepowe albo są ciężkie albo jakby bardzo mączne. Trudno upolować naprawdę pyszną sztukę.
Ponieważ Święta za pasem zapraszam na sernik z masa makową, taki w prawdziwie świątecznym stylu.


Składniki - spód:
  • 85 g pokruszonych herbatników
  • 1 kopiasta łyżka kakao
  • 1 mały cukier waniliowy
  • 40 g roztopionego masła
  • ok. 400 g masy makowej (ja dałam prawie połowę puszki gotowej masy)
Składniki - sernik:
  • 800 g białego sera - zmielonego na gładka masę (ja dałam gotowy serek z pudełeczka)
  • 5 jajek (żółtka oddzielnie od białek)
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 100 g miękkiego masła
  • cukier waniliowy (16g)
  • 1 budyń waniliowy
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
Składniki - polewa:
  • 100 g czekolady deserowej
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki wody
Dodatki:
  • 3-4 łyżki zmielonych orzechów włoskich
  • cukrowe śnieżynki
  • srebrne kuleczki
Wykonanie - spód:
Herbatniki, kakao i cukier waniliowy mieszamy i dodajemy roztopione masło. Łączymy wszystkie składniki (ja wymieszałam i porozcierałam łyżką w miseczce). Wysypujemy biszkoptowy spód do tortownicy i równomiernie rozmieszczamy w tortownicy (moja ma ok. 24 cm średnicy).

Masę makową wykładamy na kakaowy spód (ja "pokruszyłam" ją do tortownicy, proponuję nie próbować np. rozsmarowywać - herbatnikowy luźny spód poodkleja nam się z dna tortownicy).

Wykonanie - masa serowa:
Ucieramy żółtka z 1/2 szklanki cukru i cukrem waniliowym, dodajemy miękkie masło i ponownie ucieramy. Mieszamy dokładnie z serem. Następnie dodajemy wymieszany budyń z proszkiem do pieczenia i łączymy tak, aby powstała jednolita masa.
Białka ubijamy na sztywną pianę i po trochu dodajemy pozostały cukier puder (cały czas ubijając). Na koniec delikatnie mieszamy białka z masa serową tak aby powstała jednolita masa. Wykładamy do tortownicy.

Wstawiamy do nagrzanego do 160 st. C piekarnika i pieczemy 60-70 minut. Następnie wyłączamy piekarnik i pozostawiamy sernik w piekarniku do ostygnięcia przy uchylonych drzwiczkach.
Wystudzone ciasto wyjmujemy z tortownicy i przystępujemy do dekorowania - w końcu szykujemy wersję świąteczną!

W garnuszku podgrzewamy czekoladę, masło i wodę. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia i połączenia składników (nie doprowadzamy do zagotowania). Pędzelkiem do ciasta smarujemy ciepłą polewą brzeg ciasta.

Obsypujemy posmarowany brzeg zmielonymi orzechami włoskimi (mogą być też np. mielone migdały czy wiórki kokosowe). Wszelkie ew. nierówności naszego ciasta przestaną być widoczne, a sam serniczek zyska na wyglądzie.

Pozostałą w garnuszku polewę rozsmarowujemy na wierzchu sernika. Tu już od naszego upodobania zależy, czy pozostawimy go takim, czy udekorujemy. Ja posypałam serniczek cukrowymi śnieżynkami i srebrnymi kuleczkami.

Serniczek jest delikatny i kremowy. Doskonale komponuje się z czekoladą i masą makową.

Smacznego!

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Ciasteczka na choinkę - rodzinnie

Żadne przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia nie mogą się obejść bez ciasteczkowego szaleństwa. I tu mam na myśli taką rodzinna zabawę, kiedy nawet najbardziej zagorzali zwolennicy nie wchodzenia do kuchni zawijają rękawy i pomagają pociechom wałkować ciasto.
Ale żeby zabawa była naprawdę fajna dla wszystkich proponuję zaprosić znajomych, rozdzielić zadania i poświęcić 6-8 h na wspólną zabawę.
W tym roku ciastkowanie odprawiałam już po raz czwarty. Znajomi przynoszą - wałki do ciasta, stolnice, różnej maści polewy i posypki do ciasta. Ktoś przynosi jajka, a inni np. masełko i tak zaczyna się wielkie pieczenie ciastek. Potem wszyscy dostają własnoręcznie pomalowane ciasteczka gotowe do zawiązania sznureczków i powieszenia na choince.
Ciasteczka takie to także nieoceniony prezent dla dziadków i innych bliskich osób.
Zapraszam!


Krok I - plan działania:
1) zaprosić gości
2) rozdzielić zadania (kto i co ma przynieść)
3) zgromadzić potrzebne składniki
4) przygotować miejsce do pracy.

Krok II - Przemyśleć przepisy na ciastka!
U nas zazwyczaj pieczemy ciasteczka półkruche. Kruche zawierają za dużo masła i w dziecięcych ciepłych rączkach zaczynają się lepić.
Tak więc wykorzystuję taki przepis podstawowy na półkruche ciastka (unikam wówczas też pytań "ciociu a dlaczego "oni" mają więcej mąki a my mniej" itd., wszyscy zaczynają tak samo) i w zależności od upodobań dzieci szykuję kilka wariacji smakowych do wyboru (tak aby każde ciasto było inne).

Przepis podstawowy - 1 porcja ciasta:
  • 3 szklanki mąki
  • 1 kostka masła
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 cukier waniliowy (16g)
  • 3 jaka + 1 żółtko
  • 1 łyżka gęstej śmietany
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
Dodatki:
Sprawiają, że każde ciasto staje się jedyne w swoim rodzaju, a dzieci mogą rozpoznać, które ciasto się piecze! Poniżej podaję kilka propozycji (w tym roku u mnie były pierwsze 3, można nie używać zapachów):
  • 2 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka cynamonu + 2 krople olejku waniliowego
  • otarta skórka z 1 pomarańczy + 2 krople olejku pomarańczowego
  • otarta skórka z 1 cytryny + 2 krople olejku cytrynowego
Krok III - podział na zespoły i organizacja pracy!
1) Każdy zespół to 1 stolnica (najwyżej po 2 osoby, a najlepiej podzielić np. rodzinami).
2) Każdy zespół szykuje 1 rodzaj ciasta (z 1 porcji + 1 rodzaj dodatków).
3) Czas dzielimy na części: a) zagniatanie ciasta, b) wałkowanie i wycinanie (i pieczenie równolegle), c) ozdabianie. Pomiędzy tak ok. 1 h czasu na zabawę dla dzieci - pozwala dzieciom i rodzicom odpocząć :).
4) I na koniec podstawowa zasada - SAMODZIELNOŚĆ! My dorośli mamy tendencję do nieustannego poprawiania w stylu: "poczekaj ja ci rozbiję jajko", "uważaj! przesypałaś mąkę", albo ciągle narzekamy, że za dużo albo za mało albo że leci na podłogę (a to też cenna uwaga - podłogę koniecznie szorujemy przed przyjściem gości, w razie czego "się wykorzysta" ). Jedyna rzecz, która jednak pozostaje w gestii rodziców to operacje z ostrym nożem i piekarnik. Tak więc łykamy coś na uspokojenie i pozwalamy przesypywać mąkę, rozbijać jajka, kroić masło ...


zagniatać itp. ...

Na koniec pomagamy uformować jednolite ciasto (jeżeli jest za gęste to dodajemy łyżkę wody, jak za rzadkie to podsypujemy mąką). Wkładamy ciasto na ok. 1 h do lodówki. Oczyszczamy stolnice.
Po wyjęciu ciast z lodówki odkrawamy po kawałku ciast do rozwałkowania i wycinania (dobrze jeżeli foremek jest dużo, żeby był wybór i nie było bitwy o każdą z nich).

Jedni pomagają dzieciom w wałkowaniu, a inni w tym czasie pieką ciastka w 180 st. C z termoobiegiem - ok. 20 minut (proponuję patrzeć czy się zarumieniły, wtedy są gotowe). Różne rodzaje ciasta będą miały różny kolor (najjaśniejsze na zdjęciu są ciasteczka pomarańczowe, strzałka jest np. cynamonowa, a najciemniejsze to kakaowe dzieła).

Jak już wszystko zostało powycinane dzieci biegną się bawić, a dorośli dopiekają ciastka.
Jak wszystkie ciasteczka zostają upieczone dzielę je na równe części (tzn. po tyle samo np. gwiazdek, dzwonków itd., ale w różnych rodzajach ciasta) - tyle ile jest zespołów.
Różnego rodzaju posypki wędrują na różne spodeczki i talerzyki. W garnku z ciepłą wodą rozpuszczam polewy, które następnie przelewam do kubeczków i do każdego wkładam czysty pędzelek. Można zaczynać dekorowanie!

Zadaniem dorosłych jest utrzymywać polew w stanie płynnym (najlepsze są kubki, które można wstawić na chwilę do garnka z nagrzaną wodą, żeby polewy od nowa się rozpuściły).

I tak oto powstają niezapomniane dzieła, owoc wspólnej pracy całych rodzin.

Polecam!

PS. Dziurki w ciastkach zrobione zostały przed upieczeniem - słomką do napojów.

sobota, 12 grudnia 2009

Śledzie w jogurtowo-majonezowym sosie

Zapachniało już Świętami Bożego Narodzenia i mnie również powoli ogarnia radosny nastrój. Święta to taki magiczny czas, kiedy wszyscy starają się być jakby trochę lepsi. Boże Narodzenie to też jedno z najbardziej rodzinnych świąt, kiedy nikt nie powinien czuć się samotny i smutny.
W naszej tradycji to nie tylko choinka i Mikołaj ale również spotkanie przy wigilijnym stole, a na nim tradycyjnie dwanaście potraw. Przyznam, że to praktycznie jedyny moment w roku kiedy robię domowy makaron (do klusek z makiem). Ale nie tylko Wigilia jest ważna. Kolejne dni to zazwyczaj także spotkania w gronie rodzinnym, przyjaciół. Tu również na stół trafiają smakowitości, często szykowane tylko w okresie Bożego Narodzenia.
No ja także przygotowuję się już do Świąt i po zastanowieniu stwierdziłam, że jakoś niezbyt wiele potraw na moim blogu jest takich prawdziwie Bożonarodzeniowych! (oj chyba jedynie serniczek z czekoladą się tu mieści). No może jest kilka takich, które można wykorzystać w okresie Świąt. Koniecznie muszę to naprawić. Dzisiaj zacznę skromnie - od śledzi w jogurtowo-majonezowym sosie. Zapraszam!

Składniki:
  • 5 filetów śledziowych z matiasa
  • 1 duże jabłko (słodki winny smak)
  • 3-4 ogórki kiszone lub konserwowe
  • 1 większa cebula
  • sok z 1/2 cytryny
  • 2 łyżki (kopiaste) majonezu
  • 2 łyżki (kopiaste) gęstego jogurtu
  • 1/2 łyżeczki cukru
  • 1/2-1 łyżeczka ziół prowansalskich
  • pieprz do smaku (najlepiej biały)
Filety wkładamy do naczynia z wodą i moczymy ok. 2 godzin. W międzyczasie przynajmniej raz zmieniamy wodę. Śledzie są bardzo słone i dzięki temu stracą trochę soli. Możemy po 2h spróbować czy już są dla nas dobre (jeżeli nadal wydają się za słone to proponuję wymienić wodę i pomoczyć jeszcze 1/2 h i znów sprawdzić). Ten moment jest bardzo ważny - jeżeli śledzie będą za słone to cała potrawa potem taka właśnie będzie (możne wtedy do już gotowych śledzi np. dorobić więcej sosu, ale nie ma gwarancji, że uda się "rozcieńczyć" słony smak).


W czasie gdy śledzie kąpią się w wodzie szykujemy sos. Ogórki obieramy ze skórki i kroimy na małą kostkę. Cebulę obieramy i również kroimy w kosteczkę, wykładamy na sitko i przelewamy gorącą wodą (straci trochę ostrości smaku).
Jabłko kroimy w drobną kostkę i skrapiamy cytryną (nie musimy użyć całego soku). Pokropione cytryna jabłko nie ściemnieje (jeżeli skropimy zaraz po pokrojeniu). Wszystko wkładamy np. do miski.

Śledzie wyjmujemy z wody, osuszamy np. papierowym ręcznikiem i kroimy na dowolne części. Ja pokroiłam w takie malutkie dzwonka (na jeden raz na widelec). Wkładamy do pokrojonych warzyw.


Na koniec łączymy majonez i jogurt z ziołami, cukrem i pieprzem. Zalewamy śledzie i wszystkie składniki mieszamy. Odstawiamy na ok. 2 h do lodówki. Wszystkie składniki się wtedy pięknie połączą.

Nie solimy! Sól ze śledzi przejdzie do całej potrawy. Na koniec próbujemy czy całość nie jest np. za mało pikantna i ew. dodajemy pieprzu i jeszcze trochę ziół. Sosu można wyprodukować dowolna ilość. Ja daję tyle samo jogurtu i majonezu ale można przed zalaniem śledzi spróbować i zdecydować czy wolimy bardziej majonezowy czy bardziej jogurtowy smak (mniej lub bardziej ziołowy) i dodać trochę więcej któregoś składnika.

Smacznego!

niedziela, 6 grudnia 2009

Dyniowa zupa mądrości

Moi rodzice zawsze hodowali na działce dynie. Te duże i pomarańczowe w środku. Przyznam, że nie przepadałam za ich smakiem. Wydawał mi się mdły i taki jakiś jakby nijaki. Tak właśnie zapamiętałam dynię z dzieciństwa. No były też kosteczki dyniowe w marynacie, ale te w dzieciństwie wydawały mi się z kolei za ostre. Kiedyś mama zrobiła zupę dyniową ale i ją jadłam bez przekonania, chociaż jak pamiętam wydawała mi się smaczna!
Co roku tata przywoził z działki okazy własnej produkcji dyniowej i pytał czy może nie chcę takiej zdrowej, niepryskanej ... pysznej ... a ja niezmiennie się krzywiłam.
Ale ostatnio jakoś tak mnie naszło dyniowo. W końcu pamiętam również, że np. ciasta z kilkoma łyżkami dyni miały cudownie wilgotny miąższ i długo zachowywały świeżość. Postanowiłam ugotować coś dyniowego - na początek dyniową zupę mądrości. Dlaczego mądrości - z uwagi na wysoką zawartość magnezu w maku, niezbędnym składniku zupy.
Zapraszam!


Składniki:
  • Kawałek kurczaka - np. 4 skrzydełka
  • Włoszczyzna: kawałek korzenia selera, 20-30 cm łodygi pora (biała część), 2-3 duże marchwie, 1 pietruszka, średnia cebulka
  • ok. 700 g dyni
  • 2 łyżki maku
  • 4 ziarnka angielskie, 2 listki laurowe
  • sól i pieprz do smaku.
Dodatki:
  • śmietana
Mak zalewamy gorącą wodą w garnuszku i odstawiamy. Z pozostałych składników gotujemy dyniowy rosół (mięsko i warzywa zalewamy wodą tak aby były całe przykryte, dodajemy przyprawy). Gdy marchewka staje się miękka wyjmujemy z garnka ziela angielskie, listek laurowy i kurczaka. Obieramy z kostek mięsko i wrzucamy do zupy. Całość miksujemy na jednolity krem.
Dodajemy ponownie odłożone ziela angielskie i listki laurowe i odsączony mak. Gotujemy jeszcze kilka minut.
Podajemy, w zależności od upodobania, ze śmietaną lub bez.


Ja dodatkowo zrobiłam dla dzieci grzanki (pokrojoną w kosteczkę bułkę przysmażyłam na łyżce masła!). Może danie nie było już takie zdrowe, ale za to pyszne.
Smacznego!

PS. Jeżeli zmiksujemy w zupie np. liście selera i zielone części łodygi pora to całość będzie miała taki raczej bury kolor. Jeżeli nie będziemy dysponować białymi częściami tych warzyw to można je przed zmiksowanie po prostu wyjąć.

niedziela, 22 listopada 2009

Biały chleb pszenny na zakwasie

W tym tygodniu poprosiłam Danę z Leśnego Zakątka o radę. Mam w domu dwa małe głodomory, które ochoczo pałaszują moje wypieki. Kłopot tylko jest z chlebkiem. Dotąd zazwyczaj albo piekłam taki razowy, na zakwasie, żytni, z ziarenkami albo z płatkami. I zazwyczaj prawie cały zjadaliśmy my - tzn. dorosła część rodziny. Zdarzało się też upiec pszenny chlebek - ale zazwyczaj drożdżowy. Chciałam upiec coś na zakwasie dla dzieci, coś co będzie zjadliwe i nie będzie wchodziło w zęby i zostanie zjedzone bez marudzenia przez 6-9 latków.
Mój problem był jeszcze jeden, chciałabym móc przygotować taki chlebek nie tylko w wolne dni ale również w tygodniu, a ponieważ pracuję to musiałoby to być coś co można nastawić np. rano i upiec wieczorem.
Dana przygotowała dla mnie przepis! No nie tylko dla mnie - bo znam wiele takich pracujących mam, które jakby miały możliwość, to upiekłyby jakieś chlebkowe dzieło również w tygodniu. Nie omieszkam go jak najszybciej wypróbować! Ale zanim to się stało poleciła mi jeden ze swoich chlebków - biały chleb pszenny na zakwasie.
Mój chlebek zrobiłam tak z ok. 2/3 podanych przez Danę składników i ponieważ w moim najbliższym sklepie nie było twarogu!, dałam po prostu inny serek - taki jaki udało mi się kupić.
Zapraszam zatem na moje dzieło - poniżej podaję przepis Dany (pozwoliłam sobie na cytowanie bo nie ma praktycznie nic do dodania do Jej instrukcji), a w nawiasach moje modyfikacje.


Zgodnie z przepisem Dany wyprodukowałam moje dzieło metodą trzystopniową. Produkcję zaczęłam w czwartek wieczorem dokarmiając zakwas, w piątek rano zaczęłam I stopień przygotowań. Ciepłą piętkę zjadłam osobiście (a w zasadzie pół piętki) wieczorem w sobotę.

Składniki - I stopień:
  • 2-3 łyżki zakwasu
  • 100g wody (dałam 80 g)
  • 100g mąki pszennej chlebowej typ 1100 (dałam 80 g, pół na pół pszennej i żytniej)

Mieszamy i pozostawiamy pod przykryciem na 7-8 godzin.


Składniki - II stopień
- do zaczynu dodajemy:
  • 150g mąki pszennej chlebowej 1100 (dałam 100 g)
  • 150g wody (dałam 100 g)

Mieszamy i pozostawiamy pod przykryciem na 10-12 godzin.


Składniki - III stopień - do zaczynu dodajemy:
  • 150g mąki pszennej chlebowej 1100 (dałam 100 g)
  • 150g wody (dałam 100 g)


Pozostawiamy nie dłużej niż 4 godziny. Tym sposobem wyhodowaliśmy ciasto zakwaszone.

Składniki ciasta:

  • 800g ciasta zakwaszonego (u mnie 560 g)
  • 250g serka śmietankowego tłustego / taki w kostkach / (u mnie 150 g "Bielucha" naturalnego - czyli 1 pudełeczko)
  • 250g solanki / woda + sól / (u mnie 160 g wody z 2,5 łyżeczkami soli - takimi "z górką")
  • 620g mąki pszennej typ 550 (u mnie 410 g mąki chlebowej - okazało się, że w domu typu 550 nie miałam)

Opis Dany:
"Wszystko mieszamy i wyrabiamy / ja ręcznie / przez co najmniej 10 minut. Ciasto jest dość luźne, na początku trudno ulepić z niego kulę. Pozostawiamy go w naoliwionej misce na 3 godziny. Po każdej godzinie, wyjmujemy ciasto na blat dobrze posypany mąką i formujemy w kulę, umieszczając ją ponownie do miski. Za trzecim razem ciasto jest już bardziej stabilne. Wykładamy do koszyczka do ostatecznego wyrośnięcia.
W trakcie odgazowywania zużyłam trochę mąki i tak właśnie trzeba.
Piekłam na dobrze nagrzanym kamieniu, przez 10 minut w naparowanym piekarniku w temperaturze 250 st. Potem w opadającej jeszcze przez 35-40 minut. Chleb waży 1658g."

Przyznam, że wyrabiałam ciasto z pomocą robota (wyżej zdjęcia z produkcji ciasta zakwaszonego).
Tak wyglądało ciasto po pierwszym lądowaniu na stolnicy (po 1h wyrastania).

Tak po drugim wyrabianiu, przed wyrastaniem ...

i po wyrośnięciu.

Ciasto po ostatnim - trzecim wyrabianiu - w koszyczku do wyrastania chleba (obsypanym wcześniej mąka), przed wyrośnięciem.

Ciasto wyrośnięte, na łopatce do chleba, przygotowane do wędrówki do piekarnika.

Upieczony chleb - studzi się na kratce.

A tu już nie ma piętki:).

Chlebek po wyjęciu z piekarnika ma dość cienką ale super chrupiąca skórkę (żadnych twardych skorup) i delikatny mięciutki miąższ. Jest pyszny!

Zgodnie z przepisem Dany piekarnik i kamień były dobrze nagrzane. W celu zaparowania piekarnik na dnie postawiłam pokrywkę od żaroodpornego naczynia z 1/2 szklanki gorącej wody, a przy wkładaniu chleba do pieca dolałam jeszcze drugie pół. Chlebka nie ważyłam. Po wyjęciu wydawał mi się wieeelki. No tylko dzisiaj już go prawie nie ma.

Zapraszam i smacznego!

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ciasteczka - ślimaczki

Kilka miesięcy temu po raz kolejny uległam moim pociechom i powstały ciasteczka z zawijaskami. Zawsze mnie to rozbawia, że takie właśnie ślimaczki smakują lepiej, i znikają szybciej, niż np. takie zrobione oddzielnie - śmietankowe i kakaowe. Coś jest w nich zaczarowanego!
Już miałam pochwalić się moim dziełem, a tu ... akurat fala ślimaczkowych ciasteczek przetoczyła się po znajomych blogach. Oj wiele było pięknych, a wszystkie wyglądały smakowicie. Postanowiłam więc zaczekać. Teraz przyszła już pora na moje "ślimaczki", zwłaszcza teraz, gdy zaczynam już odczuwać przedświąteczną atmosferę.
Zapraszam więc na ciasteczka - ślimaczki w moim wydaniu!

Ciasto:
  • 300 g mąki
  • 125 g cukru
  • 200 g masła
  • 1 jajko + 1 żółtko
  • 1 łyżka śmietany
  • cukier waniliowy
  • 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżka kakao
Do posmarowania - rozkłócone jajko

Ze wszystkich składników (poza kakaem) zagniatamy jednolite ciasto. Dzielimy na pół i "wgniatamy" do jednej połowy kakao. Ciasta zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na ok. 1,5-2 godziny.


Wyjmujemy z lodówki i rozwałkowujemy na cienkie placki (1-2 mm grubości). Ja podzieliłam ciasta na pół i w sumie rozwałkowałam cztery cienkie placki. Układamy ciasto ciemne na jasnym i zwijamy w rulonik. Placki ciasta nie muszą być równe - po pokrojeniu nie będzie to miało najmniejszego znaczenia.


Ponownie wkładamy zwinięte ciasta (zawinięte w folię) do lodówki na min. 2 godziny. Po wyjęciu kroimy zimne ciasta na plasterki ostrym nożem.


Układamy na blasze na papierze do pieczenia. Smarujemy rozkłóconym jajkiem.

Pieczemy na złoty kolor w ok. 190 st.C. I już! Tylko tyle!

Ciasto może być dowolne - ulubione - kruche, półkruche ... Najważniejsze to równe pocięcie, na równe plasterki, zimnego zrolowanego ciasta.

Smacznego!

niedziela, 8 listopada 2009

Rolada z jabłkami

Mały, lekki deser. W sam raz dla miłośników słodkości bez-mlecznych i tych, którzy wolą smaki niezbyt słodkie. Rzecz jasna bez słodyczy obejść się całkiem nie można ale, w zależności od upodobania, można dodać mniej lub więcej cukru. Można też wybrać jabłka winne i niezbyt słodkie (takich właśnie użyłam ja) lub przeciwnie słodkich i soczystych. Do tego deser nie jest zbyt skomplikowany w przygotowaniu.
Zapraszam więc na roladę biszkoptową z jabłkami!


Składniki - ciasto:
  • 4 jajka (żółtka oddzielnie od białek)
  • 2/3 szklanki cukru pudru
  • 2/3 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
Składniki - nadzienie:
  • 1 kg jabłek (u mnie była szara reneta - jabłko o winnym i kwaskowym smaku)
  • 1/2 szklanki wody
  • 1 łyżeczka (kopiasta) żelatyny + 2 łyżki zimnej wody do namoczenia
  • 1 cukier waniliowy (16g)
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 4 małe goździki
  • opcjonalnie - dodatkowy cukier (jeżeli dla kogoś jabłka będą za mało słodkie)
Jabłka kroimy w drobną kostkę,

dodajemy wodę, cynamon, goździki i cukier waniliowy. W miseczce namaczamy żelatynę w wodzie. Jabłka dusimy w garnuszku ok. 5-10 minut. Dodajemy rozpuszczoną w kąpieli wodnej (wcześniej namoczoną) żelatynę i dusimy jeszcze chwilę, tak aby część kostek jabłek nie rozpadła się całkowicie. Odstawiamy do wystygnięcia (wystarczy, że będzie letnie, nie musi być całkiem zimne).

Białka ubijamy na sztywną pianę i pomału, ciągle ubijając, dodajemy cukier puder. Do ubitych z cukrem białek dodajemy po jednym żółtku. Mąkę, proszek i sól mieszamy i wsypujemy do masy jajecznej. Szybko łączymy na gładką masę i wylewamy na wyłożoną papierem do pieczenia blachę (można dodatkowo papier posmarować olejem/masłem i posypać mąką).
Rozsmarowujemy ciasto na jednolitej grubości placek.


Pieczemy 25-30 minut w nagrzanym do 180 st. C piekarniku (wstawiamy do gorącego). Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika,


posypujemy obficie cukrem pudrem, przykrywamy czystą ściereczkę i zdecydowanym ruchem (ale tez ostrożnie, ja "naciągnęłam" ściereczkę na całą powierzchnię ciasta) przekładamy ciasto na ściereczkę (do góry nogami). Delikatnie zdejmujemy papier do pieczenia i smarujemy ciasto masą jabłkową (ja w trakcie smarowania usunęłam goździki). Jeden z brzegów zostawiamy wolny od masy.

Zwijamy cisto za pomocą ściereczki w rulon, uważając aby nie był zbyt ścisły i ciasto nie popękało.

Zwinięte ciasto zawijamy w ściereczkę i wkładamy do lodówki na 3-4 godziny. Dzięki temu ciasto dobrze się uformuje, masa jabłkowa nieco stężeje, a samo ciasto biszkoptowe stanie się soczyste.

Po wyjęciu obsypujemy obficie cukrem pudrem (można też np. polukrować). Kroimy na plasterki i podajemy.

Smacznego!

niedziela, 25 października 2009

Kisz z brokułami

Słuchałam wczoraj prognozy pogody - czekając na wieści o nadejściu złotej polskiej jesieni! A tu nic, złota jesień przyjść nie chce. Co najgorsze wygląda na to, że może jej w tym roku wcale nie być! Postanowiła się jednak nie poddać mokrej, wilgotnej, chłodnej i przenikliwej pogodzie i chociaż na chwilę przenieść się w cieplejsze klimaty.
Tak powstał pomysł na lekki obiad, kisz z brokułami. Danie to kojarzy mi się z ciepłymi promieniami śródziemnomorskiego słońca, leniwym popołudniem spędzanym na tarasie, z widokiem na morze. Towarzyszy mu delikatnie muskanie ciepłego i delikatnego zefirka. Ani śladu pluchy, wilgoci i zimna!
Zapraszam zatem na kisz z brokułami :)

Składniki - spód:
  • 100 g maki pszennej razowej
  • 150 g maki pszennej
  • 50 ml wody
  • 125 g masła
  • 1/2 łyżeczki soli
Składniki - nadzienie:
  • 300 g różyczek brokuła
  • 200 g gęstej śmietany
  • 200 g serka homogenizowanego naturalnego
  • 3 jajka
  • 50 g suszonych pomidorów (w oleju)
  • 25 g płatków migdałowych
  • 1 duży ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka tymianku
  • sól i pieprz do smaku (ew. gałka muszkatołowa)
Zagniatamy z mąki, wody, masła i soli ciasto.

Wkładamy na min. 30 min. do lodówki. Po wyjęciu rozwałkowujemy na cienki placek i wykładamy formę do tarty. Obcinamy brzegi równo z brzegiem formy.

Różyczki brokuła blanszujemy ok. 2 mion. w osolonej wodzie. Wyjmujemy, przelewamy zimną woda i zostawiamy na sitku do odsączenia. Pomidory kroimy na większe kawałki. Następnie brokuły i pomidory układamy na cieście.

Z jajek, śmietany i serka przygotowujemy jednolitą masę. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Dodajemy tymianek i przeciśnięty przez praskę czosnek (można też np. drobno pokroić).
Zalewamy brokuły sosem śmietanowo-serowym.

Pieczemy ok. 30 min. w piekarniku nagrzanym do ok. 180 st. C. Wysuwamy z pieca i posypujemy płatkami migdałowymi i dalej zapiekamy kolejne 10-15 min. (na ostanie 5-10 min. z termoobiegiem).

Podajemy zaraz po przyrządzeniu.

Smacznego!

PS. Jeżeli komuś nie odpowiada smak mąki razowej można po prostu dać zamiast mąkę "białą". Jeżeli lubimy bardziej suchy spód to proponuję zapiec najpierw samo ciasto w ok. 200-210 st. C przez 20-25 min. Trzeba tylko pamiętać o włożeniu np. papieru do pieczenia z fasolkami w środku tak aby brzegi ciasta nie opadły do wnętrza formy.