piątek, 19 sierpnia 2011

Wędrówki po Maroku

Wakacje, wakacje ... beztroski czas i cudowne marnotrawienie chwil! No tak się zapamiętała w tym delektowaniu się latem (chociaż to nasze polskie to takie raczej wiosenno - jesienne bardziej było), że jakoś tak blogowanie czekało na mnie i czekało ... Do tego stopnia, że nawet nic a nic nie napisałam o wyprawie do Maroka - chociaż to było już tak dawno temu, w kwietniu.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na przeróżne przyprawy i korzenie, zupełnie czasem dziwne "cosie" jak np. to coś w misce koło oliwek. Zupełnie nie wiem cóż to takiego, z resztą były też jakieś takie wysuszone zwierzaki na targu - np. małe gekony - ciekawe do czego się je używa?

No, ale dla miłośników nieco bardzie egzotycznych, czy raczej aromatycznych, smaków nie ma nic sympatyczniejszego niż wycieczka kulinarna do innego kraju, czy choćby do innej kuchni - takiej z inną tradycją i przyzwyczajeniami.

Początkowi każdych negocjacji - kupowania nawet w namiocie na pustyni - towarzyszy przywitanie herbatą. Gorącą, zieloną ze świeżymi liśćmi mięty. Oczywiście bardzo słodką. Próbowałam przyrządzić taką właśnie w domu. Po wsypaniu 8 łyżeczek cukru, na mniej więcej taki czajniczek jak ten na zdjęciu, dalej nie była wystarczająco słodka. No w każdym razie nie tak, jak ta pita na pustyni w Maroku. No i oczywiście nalewanie - z góry, pewnym strumieniem prosto do naczynia. Trochę trzeba poćwiczyć.
Obok zdjęcie kuchni - w wiosce w górach - zupełnie nie nastawionej na przyjmowanie turystów.

No ale tak sobie myślę, że najbardziej znaną potrawą rodem z Maroka jest tadżin. To nawet nie sama potrawa, co specyficzny rodzaj naczynia, w jakim się ją przygotowuje. Może więc być tadżin warzywny (jak ten na zdjęciu), czy np. z jagnięciną i każda potrawa może się różnić w zależności od regionu kraju i tego co zostało włożone do garnka.

Potrawa jest dostępna w restauracjach, ale też tak po prostu, w sprzedaży na ulic. Samo naczynie składa się z podstawy i kominka - zamiast pokrywki. Całość jest podgrzewana od dołu. Gorące powietrze wewnątrz tadżin unosi się nad potrawą w górę kominka. Ponieważ koniec jest chłodniejszy to schłodzone skrapla się. I tak potrawa dusi się we własnym sosie, a nie np. gotuje w wodzie. Polecam, zwłaszcza z aromatycznymi przyprawami!

Ale skoro to wycieczka nie tylko kulinarna zapraszam do oazy. Wokoło w zasadzie pustynia, a tam gdzie jest choć trochę wody zaraz rozkwita zieleń (choć oczywiście zdjęcia są z kwietnia więc to tak naprawdę wiosna, w lato jest tam znacznie cieplej).
I jeszcze mała wizyta w górskiej wiosce (tam skąd pochodzi zdjęcie kuchni, w górach Atlas). Nad wioską wzniesienie z pojedynczym drzewem otoczonym murkiem. W wizycie w wiosce towarzyszyli nam mężczyźni i małe dzieci. Przed wejściem na teren wioski musieliśmy poczekać, aż kobiety i młode dziewczyny, albo schowają się, albo powędrują właśnie pod owo drzewo w oddali. Nas - Europejczyków, przesyconych materialnymi dobrami i niepotrzebnymi rzeczami, z którymi nie potrafimy się rozstać, uderza skromne wyposażenie chat. Tak prawdę mówiąc to praktycznie nic tam nie ma, na podłodze większości izb klepisko.

W mieście panuje zupełnie inna atmosfera - na zdjęciach okolice głównych rynków miasteczek, tam gdzie ulica tętni życiem. Handlują mężczyźni - można kupić praktycznie wszystko co potrzebne. Wybrałam zdjęcia związane z jedzeniem - pieczywo, targ warzywny.
Czy ktoś z Was kupiłby świeżego kogucika, czy jagnięcinkę w takim właśnie sklepie, otwartym na ulicę. Muszę przyznać, że wokół wiszących mięsek nie latały muchy, czy inne owady, nie unosił się też nieprzyjemny zapachy.

Zupełnie inaczej, gdy do jednego ze sklepików przyjechała dostawa zupełnie żywych kurczątek. No to, to już było wiadomo za rogiem.
A jeszcze inaczej prezentuje się np. znany na świecie plac Jemaa el-Fna, ale to już będzie temat innego posta.

Dla miłośników pięknych widoków, na koniec jeszcze jedno zdjęcie. Widok na wysoki Atlas po przekroczeniu przełęczy Tizi n-Tiszka, na drodze z Warzazat do Marrakeszu.

Droga wije się po zboczach, widoki zapierają dech w piersiach. Te piękne szerokie panoramy, i te wydaje się na wyciągnięcie ręki - przepaści zaczynające się zaraz za oknem samochodu.

Zapraszam wszystkich na nocną wizytę w Marrakeszu (w kolejnym poście) i oczywiście na prezentację potraw wieczoru marokańskiego. Nie mogłam sobie odmówić przywiezienia kilku przypraw i pomysłów i zaproszenia przyjaciół.