niedziela, 9 grudnia 2012

Proste ciasto czekoladowe

Przychodzą goście! Co prawda nie robię żadnego przyjęcia, ale coś dobrego zawsze jest mile widziane. Do tego jest zimno, za oknem śnieg przypomina o nadchodzących świętach! W takiej atmosferze nie ma wyjścia konieczne trzeba przygotować coś słodkiego, sycącego i trochę już świątecznego. Czasu trochę mało, więc potrzeba czegoś prostego i szybkiego.
Zapraszam na ciasto czekoladowe - chyba najprostsze jakie znam :)


Składniki:
  • 225 g miękkiego masła
  • 250 g brązowego cukru
  • 2 jajka
  • 100 g gorzkiej czekolady (najlepiej min. 70%)
  • 200 g mąki
  • 2 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • 150 ml gorącej wody
  •  esencja waniliowa
  • polewa czekoladowa: 100 g gorzkiej czekolady, 3 łyżki cukru pudru, 3 łyżki miękkiego masła

Masło ucieramy z cukrem przez ok. 10 min. Dodajemy jajka i ucieramy dalej na jednolitą jasna masę (cukier nie musi nam się całkowicie rozetrzeć). Czekoladę rozpuszczamy - najlepiej w kąpieli wodnej (szklankę z pokruszoną czekoladą wstawiamy do gorącej wody i mieszamy do rozpuszczenia). Dodajemy do do utartego masła. 
Na koniec stopniowo (ale dość szybko) dodajemy po trochu wody i mąki wymieszanej z kakaem, sodą i solą. Na koniec wkraplamy esencje waniliową. Mieszamy i wylewamy ciasto (jest dość rzadkie) do nasmarowanej masłem i wysypanej mąką (lub wyłożonej papierem) formy. Ja piekłam w tortownicy (średnicy ok. 25 cm), ale może być tż np. keksówka.


Ciasto wstawiamy do piekarnika nagrzanego do ok. 180 st. C. Po ok. 25 minutach zmniejszmy temperaturę do 160 st. C i pieczemy kolejne 25 minut. Sprawdzamy ciasto patyczkiem - jak się nic nie przykleja to wyjmujemy z piekarnika i zostawiamy do ostygnięcia.   
Ciasto można posypać kakaem i podać ciepłe np. z lodami lub polewą czekoladową. Ja postanowiłam posmarować je polewą czekoladową. Zależało mi, żeby było baaaaardzo czekoladowo! 

Polewa: czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, dodajemy cukier puder i miksujemy, dodajemy masło i wszystko miksujemy na jednolity krem, którym smarujemy ciasto.

Na koniec możemy podać ciasto np. z bitą śmietaną i ciepłym sosem malinowym :)
Smacznego!

wtorek, 4 grudnia 2012

Francuskie grzanki, czyli co zrobić z czerstwym chlebem

W ostatni weekend nie chciało mi się wychodzić z domu. Było tak szaro, wilgotno i chłodno. Najchętniej zawinęłabym się w kocyk z kubkiem gorącej kawy w rękach. Jedyną przeszkodą był mój żołądek, który zdecydowanie domagał się zwrócenia na niego uwagi. Myszkowałam więc po kuchni w poszukiwaniu koncepcji ciepłego drugiego śniadania. Jakoś tak niczego odpowiedniego nie było w zasięgu ręki. Pieczywo czerstwe, w lodówce niewiele. Generalny stan przed-zakupowy :(
Postanowiłam więc pogrzebać w lodówce i kuchennych zakamarkach i spróbować coś wykombinować z tego co akurat było w domu. Wybór padł na francuskie grzanki - choć zupełnie nie wiem, czy tak powinny się nazywać kromki czerstwego chleba usmażone z jakiem i mlekiem. Tak zawsze nazywaliśmy je w domu.

Zapraszam wszystkich na awaryjne śniadanie (choć może być też jako planowane) - na francuskie grzanki z pomidorem i oliwkami.  



Składniki:
  • 3 kromki czerstwego chleba
  • 1 jajko
  • 1/4 szklanki mleka
  • olej do smażenia
  • dowolne dodatki: np. pomidor i oliwki

Czerstwe pieczywo kroimy na kromki, a potem na kawałki, które będzie nam łatwo smażyć. Jajko z mlekiem rozkłócamy widelcem w głębokim talerzu, aż powstanie jednolity płyn. 
Maczamy kawałki chleba w mleczno-jajecznym płynie. Pozwalamy, aby wsiąkł w pieczywo. Smażymy na oleju z obydwu stron.


Gotowe grzanki zjadamy gorące, tak jak lubimy. Możemy dodać pomidory, ogórki, ketchup, lub przeciwnie na słodko z np. dżemem truskawkowym.
Niezależnie od wszystkiego po usmażeniu pieczywo jest w środku miękkie i delikatne. Jeżeli chcemy usmażyć więcej grzanek, to zwielokrotniamy składniki. Jeżeli lubimy bardziej jajeczny smak to dajemy mniej mleka.

Smacznego!

piątek, 30 listopada 2012

Świąteczny piernik z orzechami

"Mamo to już Święta!? Co tu tak pachnie!?" ... No tak, nic się w domu nie ukryje :) Nie ma najmniejszych szans, zwłaszcza jak ciasto zawiera aromatyczne przyprawy korzenne! Zapach rozchodzi się po całym domu i zaraz się wszyscy zbiegają i zaglądają do piekarnika, co też to się tam dzieje.
Tym razem postanowiłam nie spóźnić się z przepisem świątecznym i wypróbować stary rodzinny przepis. Taki zapisany w książce kucharskiej babci. To jest też jedno z tych ciast, które zawsze się udaje i pachnie po prosty fantastycznie. Tak sobie myślę, że to zasługa w równej mierze przypraw, jak i prawdziwego miodu z rodzinnej pasieki. 

Zapraszam wszystkich na świąteczny piernik z orzechami i figą!



Składniki:
  • 500 g mąki przennej
  • 250 g cukru pudru
  • 250 g miodu
  • 5 jajek (żółtka oddzielnie od białek)
  • 100 g miękkiego masła (margaryna w wersji bez-mlecznej)
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • karmel (z 10 g cukru i 2-3 łyżek wody)
  • opakowanie przyprawy do piernika (lub po płaskiej łyżeczce mielonych goździków, cynamonu i gałki muszkatołowej)
  • 150 g orzechów włoskich (pokrojone na kawałki)
  • skórka otarta (zeskrobana w paseczki) z 1/2 dużej pomarańczy
  • 100 g pokrojonych suszonych fig (można zrezygnować)

Przyrządzenie karmelu:
10 g cukry rumienimy na patelni, wlewamy 2-3 łyżki wody i zagotować. Wyłączyć gaz i odstawić.


Ciasto:
Miód jeżeli jest scukrzony lub bardzo gęsty lekko podgrzewamy (do rozpuszczenia się kryształków), a potem studzimy. Masło/margarynę ucieramy z cukrem pudrem dodając kolejno żółtka. Do masy dodajemy po kolei (cały czas ucierając) miód, sodę, sól, karmel, przyprawy. Na koniec stopniowo dodajemy połowę mąki i tworzymy jednolitą masę.
Białka ubijamy na sztywną pianę. Mieszamy z już przygotowaną masą i resztą mąki do połączenia składników. Dodajemy orzechy, figi i skórkę pomarańczową. Mieszamy.
Ciasto wylewamy do 2 podłużnych foremek (moje miały: 30x11 i 26x9 cm - nie mam 2 takich samych) wyłożonych papierem do pieczenia (albo wysmarowanych masłem/margaryną i obsypanych tartą bułką). 
Ciasto wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 st. C i pieczemy przez ok. 1 godzinę. 


Po upieczeniu cisto wyjmujemy z foremek i zostawiamy do ostygnięcia.

Smacznego!

PS. Proponuję zwrócić uwagę na mieszankę przypraw do piernika. Niektóre wydają się obfite, a w rzeczywistości zawierają dużo cukru pudru. Ważne, żeby były same przyprawy - ok. 3-4 łyżeczek. Jak będzie dużo cukru pudru to 1 opakowanie nie wystarczy i ciasto będzie takie mało piernikowe i słabo pachnące.  
Piernik możemy upiec kilka dni przed świętami i tak zachowa świeżość i pyszny smak. Miałam zrobić test, ile może postać. Niestety moja "próbka" zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Z 2 blaszek ciasta nie zostało już niestety nic. 
Polecam taki kawałeczek z kubkiem ciepłego mleka, niekoniecznie na święta!

 Wigilijny piernik

wtorek, 27 listopada 2012

Nakrywanie stołu cz.1 - sztućce

Jak ułożyć sztućce? Z której strony talerza co powinno leżeć i stać i w jakiej kolejności? 

Są takie okazje w roku kiedy szczególnie nam zależy, aby atmosfera przy stole była wyjątkowa. Chcemy, aby nasz stół był pięknie przystroimy i wszystkie potrzebne elementy prezentowały się okazale: talerze, półmiski, sztućce, kieliszki, szklaneczki itp.
Niebawem nadchodzi właśnie jedna z takich okazji - kolacja wigilijna! Chcę się z Wami podzielić moją koncepcją - jak zazwyczaj wygląda stół w moim domu w ten szczególny wieczór. Dzisiaj zajmę się ułożeniem sztućców!
Kilka słów będzie też o tym co zrobić, jeżeli nie mamy w domu wszystkich niezbędnych rzeczy, aby nasz stół zastawić "zgodnie ze sztuką". 

Kolacja  wigilijna (czy wykwintny obiad) to posiłek składający się z wielu dań. W moim domy sztućce układam tak, aby gościom było najwygodniej, no i żeby nie latać w kółko do kuchni po brakujące rzeczy. Sztućce ułożone są w kolejności serwowania potraw: na początek przystawki, potem zupy, następnie dania rybne, dania główne i na koniec deser  (można też podać np. talerz serów). Tu drobna uwaga - nasz tradycyjny śledzik zalicza się do przystawek (nie do dań rybnych). 

Generalna zasada to ułożenie noży po prawej stronie talerza i widelców po lewej.


Ustawienie sztućców:

- po prawej stronie talerza (ostrza noży skierowane w stronę talerza, łyżka brzuszkiem do dołu):

1. duży nóż do dania głównego,
2. nóż do ryb (np. ryby po grecku),
3. duża łyżka do zupy,
4. nóż do przystawek (np. śledź w oleju, czy w śmietanie),

- po lewej stronie talerza (widelce brzuszkami do dołu):

5. widelec do dania głównego,
6. widelec do ryb,
7. widelec do przystawek,

- nad talerzem:

8. widelczyk do ciasta (trzonek zwrócony w lewo),
9. łyżeczka do kawy/herbaty (trzonek zwrócony w prawo).

Nie są to wszystkie zasady i ustawienia jakie możemy spotkać. Nad talerzem mogą się pojawić np. sztućce do sera (nóż i widelczyk), czy nożyk do masła (na oddzielnym talerzyku stojącym z lewej strony).
Nie mam niestety nożyków do masła, więc talerzyk do pieczywa stawiam czasem po prostu bez oddzielnego noża lub całkiem rezygnuję z tego rozwiązania (choć jest ono praktyczne).

Co zrobić jeżeli nie mamy tych wszystkich sztućców, lub mamy ich za mało, aby od razu ułożyć je dla wszystkich gości? Zdarza się też, że mamy mało miejsca przy stole.
W domowych warunkach możemy po prostu zrezygnować z oddzielnego talerzyka i noża do masła,  podawać kolejne sztućce wraz z kolejno podawanymi daniami. Takie nasze nakrycie podstawowe może wtedy wyglądać następująco:

Takie ustawienie jest też odpowiednie dla każdego 3-daniowego obiadu składającego się z zupy, dania głównego i deseru.

Jeżeli macie inne ciekawe pomysły ustawienia sztućców na wigilijnym stole (i nie tylko) to serdecznie zapraszam do wymiany doświadczeń.

... a już niebawem przyjrzymy się kilku sposobom układania serwetek :) 

Pozdrawiam!

sobota, 24 listopada 2012

Tarta bananowa z kokosem

Potrzebowałam coś szybkiego! No i BEZ MLEKA! No i oczywiście, żeby było smaczne i nadawało się do kawy i herbatki na przyjście gości. Jednym słowem deser. A! i oczywiście, żeby ładnie wyglądało i pachniało, i żeby dzieci też jadły ze smakiem ...
Coś jakby - ciasteczko idealne dla osoby na diecie bez-mlecznej. Chciałam czegoś INNEGO, nie to co zwykle. Był to też pewnego rodzaju test przed świętami. Nieustająco szukam nowych bez-mlecznych propozycji na wigilijny stół i na inne okazje też. 

Zapraszam na tartę bananową z kokosem, bez mleka i masła oczywiście!


Składniki:
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 250 g margaryny (sprawdzamy przy zakupie, czy np. nie zawiera serwatki i mleka)
  • szczypta soli
  • 2 jajka (1 całe i 1 żółtko)
  • 100 ml mleczka kokosowego
  • 3-4 kopiaste łyżki wiórków kokosowych
  • kilka kropli zapachu waniliowego (opcjonalnie) 
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 4 duże banany
  • 1 pomarańcz

Z mąki, 200 g margaryny, soli i 1 żółtka zagniatamy gładkie ciasto (margarynę siekamy z mąką na drobne kawałki, a potem wszystkie składniki zagniatamy). Ciastem wylepiamy formę do tarty o średnicy 27 cm. Nakłuwamy widelcem (w wielu miejscach) i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 190 st. na ok. 10-15 minut.


1 całe jajko mieszamy z mlekiem kokosowym i cukrem na jednolity płyn. Dodajemy wiórki kokosowe i zapach waniliowy i tworzymy jednolitą zalewę. Nie ma znaczenia, czy cukier się nam całkiem rozpuści.
Banany obieramy ze skórki i kroimy na niezbyt cienkie plasterki. Przesmażamy krótko na nagrzanej patelni z 50g margaryny (trochę się nam mogą zacząć rozpadać, ale się tym nie przejmujemy).
Podpieczony spód wyjmujemy z piekarnika i zwiększamy temperaturę do ok. 210 st. C.  W tym czasie na podpieczony spód wylewamy kokosową zalewę. Na wierzchu układamy banany. Jeżeli nam się uda w rozetkę to super, a jak nie to też jest dobrze. Ważne, żeby banany były równomiernie na całym cieście.      
Na wierzchu układamy cienkie plasterki  pomarańczy (pokrojone w poprzek cząstek). Wypełnienie bananowe, choć smaczne, ma po upieczeniu taki trochę bury kolor i kolorowa pomarańczka ozdobi nasze ciasto i urozmaici smak.


Tartę wstawiamy z powrotem do piekarnika na ok. 45 minut. Po 20 minutach pieczenia zmniejszmy temperaturę do 190 st. C i pieczemy do końca.


Ciasto koniecznie podajemy jeszcze ciepłe!

Smacznego!

wtorek, 20 listopada 2012

Kurczak faszerowany ryżem z rodzynkami

Jakieś 2 lata temu na któryś z proszonych obiadów upiekłam faszerowanego kurczaka. Wyszedł po prostu wspaniale. Nic się nie rozpadało, ale kurczaczek był miękki, skórka przypieczona, a nadzienie delikatne. Słowem wyszło pachnąco, przepysznie i w ogóle cudnie!
Maje pociechy czekały na pieczonego kurczaczka ... Dumna z siebie postawiłam go na stole ... no i się zaczęło ... 
- "Mamo, ale co to ... TO jest pieczony kurczak???!!!"
- "Mamo! ... ON jest taki ... no ... goły jakiś ... no i bez głowy i ....???"
- "No my to tego nie będziemy jeść! To nie jest normalne!"
O matko! Normalnie osłupiałam, nigdy wcześniej nie było takich numerów. No i to do tego w czasie TEGO obiadu! Co prawda wcześniej w większości były pieczone udka, albo kotleciki, albo ... No raczej tak w kawałkach. Rozmawialiśmy, że ten kotlecik to z kurczaczka, a ten ze świnki ... no, że trzeba było "upolować", że prawa natury, że człowiek jest wszystkożerny i zwłaszcza młody to potrzebuje białka zwierzęcego i takie tam różne tematy. Do głowy mi nie przyszło, że z takim kurczakiem (całym) to w ogóle jakiś temat może być.
Minęły jednak już jakieś dwa lata i postanowiłam zrobić eksperyment. Tym razem nie przy okazji rodzinnej imprezy, ale tak w domu. Upiekłam kurczaka, postawiłam na stole i ..... Normalnie NIC!
- "O kurczak!, fajnie! mogę udko?" 
- "Eeee... no jasne :)"
Normalnie jestem wniebowzięta, rozpoczyna się nowa era w mojej kuchni! Zapraszam więc na mówj "eksperyment" - na kurczaka faszerowanego ryżem z rodzynkami


Składniki:
  • 1 kurczak (mój miał ok. 1,8 kg)
  • 1 duża cebula
  • 1 kubek ryżu (mój ma ok. 200 ml)
  • 2 i 1/2 kubka wody
  • 100 g rodzynek
  • 1 ząbek czosnku
  • olej do smażenia
  • sól, pieprz
  • opcjonalnie: 1 łyżka listków cząbru (2 łyżeczki suszonego)

Kurczaka dokładnie myjemy i odcinamy gruczoł z kupra (albo cały jak mamy wątpliwość - podobno jest gorzki, tak zawsze robimy w domu od pokoleń). Kurczaka zszywamy (bawełnianą nitką, nawleczoną na dużą igłę) tak żeby został tylko otwór do nakładania farszu - żeby się zmieściła duża łyżka. Nacieramy go na zewnątrz roztartym czosnkiem z 1,5 łyżeczek soli i odstawiamy (w sumie dobrze byłoby zostawić nawet w lodówce na 2h, tyle że zawsze mi jakoś brakuje czasu). 
Cebulę kroimy w kostkę i smażymy na złoty kolor. Pod koniec dodajemy ryż i przesmażamy jeszcze 2-3 minuty. Podlewamy wodą. Jak się całość zacznie na patelni gotować to dodajemy 1 łyżeczkę soli, zmniejszamy gaz i zostawiamy na ok. 5 min. pod przykryciem. Dodajemy 1/2 łyżeczki pieprzu i rodzynki. Mieszamy farsz i zostawiamy pod przykryciem na małym gazie, aż ryż wchłonie całą wodę. Jeżeli uważamy, że wody już nie ma, a ryż jest twardy to możemy dać jeszcze kilka łyżek (nie więcej niż 1/2 kubka bo się rozpaćka w pieczeniu). Proponuję spróbować - czy jest dość słone (i ew. dosolić). Gotowy farsz to ryż półtwardy, tzn. że możemy go przegryźć bez połamania zębów, ale jest jeszcze trochę twardy. 


Nadziewamy kurczaka i zaszywamy do końca. Może się zdarzyć, że nam trochę zostanie ryżu (zależy jak dużego mamy kurczaka i jak duży kubek do odmierzania ryżu i wody). Można na patelni "dogotować" pozostały ryż (albo odstawić zawinięty w cieple żeby doszedł).


Kurczaka  układamy w brytfance (lub naczyniu żaroodpornym) delikatnie posypujemy solą (pamiętamy, że już go nacieraliśmy), pieprzem, posiekanym cząbrem i podlewamy 1/2 szklanki wody. Ja na wierzchu kładę kilka "listków" masła dla smaku (ale można z tego zrezygnować) i wkładamy przykrytego do piekarnika. Pieczemy ok. 1h i 40 min. w 180 st. C. Jakby zaczął pękać i ryż chciał się wydostać to oznacza, że albo za dużo nałożyliśmy do środka (lekko twardy ryż zwiększy jeszcze trochę objętość w czasie pieczenia), albo już wystarczy i możemy podawać!
Gdyby skórka wydawała się nam za mało przypieczona to na koniec można mięsko odkryć i podpiec pod grillem z termoobiegiem. 
Ja nie potrzebuję do tego kurczaka np. ziemniaków, ryż mi zupełnie wystarcza:). 

Smacznego! 

niedziela, 4 listopada 2012

Sałatka z pomarańczy

Z wyprawy do Maroka przywiozłam ciekawy sposób podawania pomarańczy na deser. U nas w domu zawsze pomarańczki po prostu obierano i zjadano cząstki tak bez niczego, po prostu. W jednym z hoteli w Maroku na stole pojawiły się pomarańcze z bakaliami i choć same były bardzo słodkie i dojrzałe dodatkowo zostały posypane cukrem i cynamonem. Zdziwiłam się - słodzić pomarańcze? ... - ale przyznam, że były po prostu pycha! Nie mówiąc już, że to jest taki deser - genialny w swojej prostocie, nie ma mocnych, żeby coś tu nie wyszło :) Każda nasza pociecha może sama przygotować taki deser na domowe przyjecie!
Do tego szczególnie u nas - w krajach gdzie pomarańcze nie rosną - może się przydać. To co kupujemy w sklepie zostało zerwane dawno temu i to nie do końca dojrzałe. Prawdopodobieństwo, że trafią się nam niezbyt słodkie pomarańczki jest jednak dość duże. Problem ten całkowicie znika po posypaniu cukrem i bakaliami. Do tego wszystkim amatorom cynamonu stanowczo polecam posypanie nim pomarańczy, to jest cudne połączenie!
W czasie wieczoru marokańskiego zgodnie ustaliliśmy, że od teraz taka forma zjadania pomarańczek na stałe zagości w naszym menu. 
Zapraszam na najprostszą na świecie sałatkę z pomarańczy!



Składniki:
  • 3-4 pomarańcze
  • 1/2 opakowania płatków migdałowych
  • garść daktyli
  • cukier puder
  • cynamon mielony

Pomarańcze obieramy ze skórki i kroimy w plastry w poprzek cząstek. Układamy na półmisku lub talerzu. Całość posypujemy pokrojonymi daktylami i płatkami migdałowymi. Na koniec obficie posypujemy cukrem pudrem i cynamonem do smaku. 
I już - koniec :)

Można w zasadzie przygotować dowolną ilość pomarańczy i posypać daktylami i migdałami wedle gustu i dać tyle cukru i cynamonu ile lubimy. Wydaje mi się, że ciekawym rozwiązaniem mógłby być też np. cukier trzcinowy, co dodatkowo dałoby karmelowy posmak, choć przyznam, że nie próbowałam.

Smacznego!

czwartek, 1 listopada 2012

Palce wiedźmy

Palce wiedźmy! Niby zwykłe kruche ciasteczka, ale ze względu na swój "paskudny" wygląd wyjątkowo pasują do Halloween. Tym razem wersja w pełni migdałowa. Migdały wszędzie - i w cieście, i na cieście, i kilka kropli zapachu migdałowego. 
Żeby ciasteczka były jeszcze bardziej "okropne" postanowiłam zrobić taki mały eksperyment, bez dekoracji "paznokcia", pomalowane czerwonym barwnikiem spożywczym i posmarowane zwykłym dżemem porzeczkowym. I powiem szczerze najlepiej wyszedł dżem, a po przypieczeniu wyglądał już całkiem cudnie :)

Zapraszam na palce wiedźmy w wydaniu mocno migdałowym!


Składniki:
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 1 szklanka mąki krupczatki
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 3/4 szklanki mielonych migdałów
  • 1 kostka masła (200g)
  • 2 jajka (1 całe i 1 żółtko)
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • kilka kropli esencji migdałowej
  • torebka migdałów całych (blanszowanych)
  • ew. 2-3 łyżeczki czerwonego dżemu lub barwnik spożywczy czerwony
Z mąki, cukru, cukru waniliowego, mielonych migdałów, proszku do pieczenia, soli, esencji, jajek i masła (masło siekamy na drobne kawałki z sypkimi składnikami) zagniatamy jednolite ciasto. Zawijamy w folię i wkładamy na ok. 30 min. do lodówki.


Formujemy z ciasta cienkie wałeczki (ok. 0,5 cm średnicy). Odcinamy kawałki długości małego palca i wciskamy w ciasto na końcu migdał. proponuję nie kłaść go na wierzchu tylko częściowo wcisnąć, żeby nie odpadł po upieczeniu. Wykałaczką robimy wgłębienia w miejscach "stawów" :)  Ułożone na papierze do pieczenia "palce" smarujemy wokół migdała np. dżemem (najlepiej o ciemnej barwie).


Pieczemy w temp. ok. 160-170 st. C (2ga półka od dołu w piekarniku) przez ok. 20 min. Wyjmujemy do ostygnięcia i już! Ciasteczka gotowe!


Lepiej wychodzą ciasteczka cienkie, ciasto i tak trochę urośnie i migdałek stanie się jakby mniejszy :) Im cieńsze ciasteczka tym krótszy czas pieczenia.

Smacznego!

poniedziałek, 29 października 2012

Toskański chlebowy placek

Każdy z nas ma takie ukryte tęsknoty … Powstają trochę nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd. Czasem wystarczy obejrzeć zdjęcie pół lawendy, czy poczuć zapach rozmarynu i już nasze myśli przenoszą nas do gaju oliwnego, czy małej kafejki nad brzegiem morza Śródziemnego.
Czasem zdarza mi się czytać książki, w których losy bohaterów związane są nierozerwalnie z otaczającą przyrodą i kuchnią. Zamykając na chwilę oczy przenosimy się np. do Toskanii, delektujemy się wiejskim krajobrazem, czujemy zapach ziół nagrzanych w popołudniowym słońcu i potraw przygotowywanych domowym sposobem z lokalnych produktów. Razem z bohaterami opowieści kawałkiem świeżego pieczywa „wylizujemy” resztki sosu i oliwy… odkorkowujemy kolejną butelkę regionalnego wina …
No i rozmarzyłam się … Jedną z takich właśnie „smakowitych” książek czytałam latem. Znalazłam w niej też kilka przepisów i choć z reguły zawsze coś tam robię po swojemu to były one inspiracją jednego ze spotkań ze znajomymi. 
Zapraszam na takie właśnie wspomnienie po letniej lekturze - na płaski chleb toskański.


Składniki:
  • 1 łyżka stołowa suszonych drożdży (np. 2 torebki)
  • 1 łyżeczka brązowego cukru (jak nie am to może być zwykły)
  • 2 i 3/4 szklanki letniej wody
  • 3 łyżeczki soli
  • 6 i 1/2 szklanki mąki pszennej (może być taka zwykła, a nie chlebowa)
  • 1 szklanka mąki kukurydzianej
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • dodatki: gruba sól morska, posiekany rozmaryn (2 łyżki) i oliwa do smarowania chlebków.

Wodę, cukier, drożdże i 2 łyżeczki mąki mieszamy i odstawiamy na ok. 10-15 minut (aż "ruszą"). Dodajemy oliwę i sól i do tak wymieszanego roztworu dodajemy stopniowo mąkę (po szklance). Dokładnie mieszamy i wyrabiamy ok. 10 minut. Ciasto nie powinno się lepić, gdyby było za wilgotne to dodajemy trochę więcej mąki. Odkładamy ciasto do wysmarowanej oliwą miski na ok. godzinę. Gdy wyrośnie  (podwoi objętość) wyjmujemy ciasto i dzielimy na 2 części. Z każdej formujemy (nie wałkujemy tylko ugniatamy ręcznie) okrągły płaski placek. Ja chlebki "rozciągnęłam na papierze do pieczenia na blasze. Każdy miał ok. 30 cm średnicy (tak na oko po 2-3 cm od brzegu blaszki z każdej strony).  Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia.
Gdy ciasto wyrośnie spłaszczamy je delikatnie ręką (powstają takie małe wgłębienia), smarujemy oliwą posypujemy grubą solą i posiekanym rozmarynem. Nie należy się bać, ze rozmarynu będzie za dużo, prawdę mówiąc to większość zapachu się "wypieka".


Pieczemy w piekarniku nagrzanym do ok. 230 st. C przez ok. 25 minut (aż skórka będzie złota). Po wyjęciu z piekarnika można ponownie gorące chlebki posmarować oliwą (pędzelkiem).

Moim zdaniem koniecznie trzeba go zjeść zanim całkiem ostygnie, nie czekać do następnego dnia! Z resztą kto by się powstrzymał! I koniecznie odrywać kawałki ręką, krojenie pozbawia go specyficznego uroku (przestaje też być taki mięciutki, a skórka pachnąca) …

... i koniecznie „wylizywać” talerz kawałkiem takiego właśnie chlebka!

Moim zdaniem najlepiej smakują np. z gulaszem warzywnym, wszelkimi sosami i zwyczajnie z oliwą z oliwek z ziołami i czosnkiem! 

Smacznego! 

PS. A inspirację znalazłam w książce "Tysiąc dni w Toskanii" Marleny de Blasi.

niedziela, 2 września 2012

Tarta z malinami i nektarynką

Oj, nie chciało mi się wymyślać nic nowego. Za to miałam ochotę na coś niezbyt słodkiego do kawy. Najlepiej coś z malinami! Wiaderka pełne pięknych owoców stały na podłodze w  kuchni, a ja się zastanawiałam, że jak już przerobię to wszystko na soki i musy (na zimę) to miło by było usiąść z kawałeczkiem ciasta i wypić zasłużoną kawkę.  
Kiedy kolejna porcja malin wylądowała w sokowniku zaczęłam przeglądać różne blogi w poszukiwaniu inspiracji. To dopiero była uczta! Ile smakowitych propozycji! A każda inna! W końcu zdecydowałam się na przepis Liski, choć przyznam, że minęła kolejna zmiana w sokowniku zanim byłam w stanie podjąć decyzję :) Chciałoby się upiec i spróbować tylu propozycji ...
Zapraszam więc na tartę z malinami i nektarynką!




Składniki - oryginalny przepis z bloga Liski - White Plate:

  • 250 g mąki pszennej
  • 125 g miękkiego masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • ok. 3-4 łyżek zimnej śmietany
  • 300-400 g owoców jagodowych
  • 2 jajka
  • 100 ml śmietany 30%
  • 50 g mąki
  • 100 g cukru pudru

Ja dokonałam małych modyfikacji, nie miałam np. jagód, więc do ciasteczka poszły nektarynki i maliny. Myślę, że każdy może zatopić w cieście takie owoce jakie akurat ma, choć zdecydowanie polecam takie o kwaskowym smaku Dodałam też cukier waniliowy - zwyczajnie lubię waniliowe smaki. 

Z mąki, masła soli i śmietany zagniatamy ciasto i wylepiamy nim formę na tartę. Ja podpiekłam ciasto - ok. 15-20 min. (żeby się zarumieniło), w piekarniku nastawionym na 180 st. C. W oryginalnym przepisie nie ma podpiekania, ale mi jakoś zawsze wychodzi wtedy mokra kluska na dnie tarty (tzn. jak nie podpiekę spodu). Nie zdecydowałam się wiec na eksperyment i podpiekłam :), choć może tym razem "kluski" by nie było.  


Jajka, śmietanę, mąkę, cukier puder i cukier waniliowy miksujemy na jednolity sos (wyjdzie taka płynna śmietanka).  Na podpieczony spód wykładamy owoce (u mnie maliny i pokrojona w cienkie łódeczki nektarynka) i zalewamy je śmietankowym sosem.
Całość wstawiamy do piekarnika i pieczemy kolejne 40-50 min. w ok. 180 st. C (ja się znów bałam kluski i piekłam 50 min. - chyba mam na tym punkcie jakąś obsesję). Najważniejsze żeby ciasto było rumiane i masa ścięta.


Wyjmujemy foremkę z piekarnika i odstawiamy do ostygnięcia. Na koniec możemy tartę posypać cukrem pudrem i udekorować świeżymi listkami mięty, czy świeżymi malinami. Ciasto nie jest bardzo słodkie (choć nie dodawałabym więcej - tak jest w sam raz, można najwyżej obficie posypać cukrem pudrem), ale jest to doskonała propozycja dla wszystkich którzy np. lubią ciasta z budyniem i podobnymi masami.

Smacznego!

sobota, 18 sierpnia 2012

Owsiane ciasteczka z kokosem

Zbierałam się i zbierałam do tych owsianych ciasteczek i jakoś się nie składało. W końcu wygrzebałam z szuflady różne różności i wyszło, że przyszła pora na ciasteczka owsiane. 
Trochę liczę na to, że domowi podjadacze będą je trochę oszczędzać. Zazwyczaj, jak tylko zrobię takie kruche, albo pierniczki, to niestety ale zaczynają znikać w zastraszającym tempie, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach :) Zastanawiam się tylko teraz, kto je tym razem obroni przede mną, bo to akurat jest coś co z kolei ja bardzo lubię.

Zapraszam na ciasteczka owsiane z wiórkami kokosowymi! Wersja BEZ-MLECZNA.



Składniki:
  • 1 kostka margaryny (250 g)
  • 2 łyżki miodu
  • 3/4 szklanki brązowego cukru
  • 1 cukier wanilinowy 
  • 2 jajka
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej 
  • szczypta soli
  • 2 szklanki płatków owsianych
  • 1,5 szklanki wiórków kokosowych

Margarynę (sprawdzamy przy zakupach skład, żeby nie zawierała serwatki i nic mlecznego) rozpuszczamy w rondelku tak, aby tylko była płynna, ale jak najmniej ciepła. Dodajemy miód, cukier, cukier wanilinowy i mieszamy. Wlewamy do miski i dodajemy jajka - ponownie łączymy składniki na jednolity płyn. Wsypujemy mąkę, proszek, sodę i sól i ponownie mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Na koniec dodajemy płatki i wiórki kokosowe. Po wymieszaniu uzyskamy gęstą lepiąca się masę. 


Rozgrzewamy piekarnik do ok. 170 st.C (włączyłam na początku - zanim się nagrzał ciasto było gotowe). Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Nakładamy łyżeczką (takie kulki ok. 1,5 cm średnicy) ciasto na papier do pieczenia i rozsmarowujemy dość cienko łyżeczką. 
Pieczemy ok. 15 min. Ostudzone ciasteczka przechowujemy w zamkniętym pojemniku (żeby pozostawały chrupiące). 
Z podanych składników wyszło mi ok. 60 ciasteczek.

Takie ciasteczko do piknikowej kawki to całkiem pyszniutka propozycja! 

Smacznego!

Uwagi:
  1. Jeżeli nie ma w domu miodu, to zupełnie nie szkodzi można zrobić ciasteczka bez miodu. 
  2. Margarynę można zastąpić masłem (ale wtedy będzie z przetworem z mleka). 
  3. Można dodać  trochę więcej płatków owsianych, tak aby można było zrobić kulki z ciasta i rozpłaszcza je ręka na papierze do pieczenia.

środa, 15 sierpnia 2012

Bułeczki pszenne z dynią

Dzisiaj święto i wszystkie sklepy pozamykane! Do tego wcale, i to całkiem dosłownie, w domu nie ma choćby jednej jedynej najmniejszej kromeczki. Wyjścia były dwa, albo wizyta na stacji benzynowej, jest też dalej taki mały sklepik (może też by był otwarty), albo stworzenie czegoś na szybko!
Chociaż w przypadku wypieków drożdżowych to "na szybko" to zdanie trochę na wyrost, ale za to w taki szary jak dziś dzień nie trzeba nigdzie wychodzić. No i to co zdecydowanie przeważyło to nęcąca perspektywa roznoszącego się po całym domu zapachu świeżego pieczywa. 
Wybór padł na bułeczki pszenne z nasionami dyni i maślanką. To co akurat było pod ręką :) Wszystkich miłośników ciepłych bułeczek na śniadanie zapraszam na moje bułeczki!


Składniki:
  • 1 paczka suszonych drożdży
  • 1 szklanka ciepłej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 2 łyżeczki mąki
  • 1/2 szklanki maślanki
  • 3 szklanki mąki pszennej 
  • 2 łyżeczki soli
  • 2 garście nasion dyni 
  • olej do smarowania bułeczek

Do miski wsypujemy - drożdże, cukier i 2 łyżeczki mąki. Zalewamy ciepłą wodą i mieszamy. Odstawiamy na ok. 15 min. 
Gdy drożdże "ruszą" dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy na jednolite ciasto. Ponownie odstawiamy do wyrośnięcia, przykrywając miskę ściereczką.
Gdy ciasto podwoi swoją objętość (u mnie to zajęło ok. 45 min.) wyjmujemy je na oprószoną mąką stolnicę i ponownie wyrabiamy. Dzielimy ciasto na 2 równe części. Z każdej z nich formujemy wałek i dzielimy go na 6 równych kawałków. Z każdego układamy na blaszce (na papierze do pieczenia) płaską bułeczkę. Przykrywamy bułeczki ściereczką i ponownie zostawiamy, aby podrosły.


Nagrzewamy piekarnik do ok. 220 st. C. Wyrośnięte bułeczki (po kolejnych 30-45 min. - w ciepłym miejscu) smarujemy olejem i wstawiamy do piekarnika.


Pieczemy ok. 25 min. Wyjmujemy i studzimy najlepiej na kratce. 


My dzisiaj zajadaliśmy bułeczki z solonym masłem i różnymi dodatkami. Przyznam jednak, że taka ciepła bułeczka najlepsza była z samym masełkiem. Pycha!
Dzieci zgodnie uradziły, że nie mogę się tak "lenić" i koniecznie mam opisać na blogu :) Zapraszam więc wszystkich na poranne ciepłe bułeczki. Tak sobie myślę, ze można do nich dodać co kto lubi, albo zgoła nic nie dodawać. Moja córka uwielbia nasiona dyni, wiec mój wybór był prosty :)

Smacznego!

wtorek, 27 marca 2012

Cebula duszona w winie

Dodatki! Małe uzupełnienia, i tych wykwintnych, i tych zupełnie zwyczajnych potraw. Czasem to właśnie one decydują o ostatecznym smaku i wyglądzie obiadu.
Tym razem zupełnie nie wiedziałam co przygotować. No i wyszedł eksperyment - cebula, suszone pomidory i wino. Wyszło super, spróbujcie sami!


Składniki:
  • 4 duże czerwone cebule
  • 1/2 słoika suszonych pomidorów (w zalewie z oleju)
  • 1/2 szklanki wytrawnego czerwonego wina
  • 2 łyżki oleju
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 płaska łyżeczka cukru
  • 1/2 łyżeczki mielonego pieprzu
  • sól do smaku
Cebule kroimy najpierw w ćwiartki, a potem w dość cienkie paski. Smażymy na oleju do zeszklenia. Dodajemy pokrojone w paski pomidory i przysmażamy przez chwilę. Zalewamy czerwonym winem, dodajemy cukier, pieprz i sól. Dusimy ok. 5 minut. Na koniec dodajemy oliwę. Odstawiamy potrawę na godzinę lub 2 do "przegryzienia".
Przed podaniem ponownie podgrzewamy. Jeżeli wino nam całe odparowało możemy dodać 2-3 łyżki wody.

Cebulkę podałam ostatnio do kurczaka w ziołach, ale będzie pasowała również np. do smażonej wątróbki.

Smacznego!

niedziela, 25 marca 2012

Pierś z kurczaka w ziołach

Imieniny i rodzinny obiad! Koniecznie coś lekkiego! Za oknem wiosenna pogoda nastraja optymistycznie i jakaś taka swoboda wisi w powietrzu.
U mnie w ogródku zakwitły krokusy! Jak tylko pojawiają się pierwsze kwiaty ogarnia mnie nastrój podekscytowania i do tego jeszcze zmiana czasu. Zupełnie nie rozumiem, narzekań, że godzina krócej spania, że po co, itd. Myślę już od tygodnia jak to jest wspaniale, jak nagle przed 19-tą nie jest ciemno! Dzień jest taki dłuuugi i to tak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tak od razu!
No tak, ale w taki dzień trochę mniej czasu jest na przygotowywanie obiadu dla gości. Dlatego dania proste i jednocześnie smaczne są mile widziane.
Zapraszam na takie właśnie danie - piersi kurczaka w ziołach zapiekane pod mozzarellą.


Składniki:
  • 8-10 niezbyt dużych piersi z kurczaka (razem ok. 1.5 kg)
  • 1 opakowanie mozzarelli (250 g)
  • 4 łyżki oleju
  • 3-4 łyżki oliwy z oliwek
  • do przyprawienia: sól, zioła prowansalskie
  • do przybrania: 1 pomidor, świeża bazylia
Mięsko myjemy, odsączamy i każdą pierś rozbijamy tłuczkiem. Nie staramy się przy tym zrobić płaskiego kotlecika, tylko uzyskać takie w miarę równe mięsko. Oprószamy mięsko solą i ziołami prowansalskimi i odstawiamy na ok. 2 godziny (przykrywamy folią).
Na patelni grillowej podgrzewamy olej i smażymy kurczaka po obydwu stronach (nie za długo, aż pojawią się pręgi od patelni). Usmażone kawałki przekładamy do żaroodpornego naczynia, tak aby kolejne kawałki opierały się o poprzedni, ale go nie przykrywały.
Mozzarellę kroimy w plasterki i układamy na usmażonych kawałkach kurczaka (po jednym plasterku na każdym kawałku mięska). Skrapiamy oliwą z oliwek.

Nastawiamy piekarnik na 190 st. C i wstawiamy kurczaka na górną półkę. Zapiekamy, aż serek zacznie się rozpływać i lekko się przypiecze. Wyjmujemy z piekarnika, dekorujemy połówkami plasterków pomidora i posypujemy posiekaną bazylią.

Jeżeli szykujemy obiad wcześniej i kurczak już by nam wystygł, to układamy go po usmażeniu w naczyniu żaroodpornym i przykrywamy folią aluminiową (nie wyschnie). Na ok. 45 min. przed obiadem wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Na ok. 10 min. przed podaniem wyjmujemy, zdejmujemy folię, układamy ser i wstawiamy na górna półkę do zapieczenia serka.

Ja podałam kurczaka z dodatkiem duszonej w winie cebulki z suszonymi pomidorami, polecam! Świetnie nadaje ostrości potrawie.

Smacznego!